Usłyszałam kiedyś, że mam ogromne deficyty emocjonalne i muszę bardzo często czuć się niezrozumiana. Nie...
Ostrzeżenie o deficytach emocjonalnych powinnam mieć wytatuowane na czole jak piętno niewolnika.
Ja czuję się permanentnie niezrozumiana! Czuję się niezrozumiana średnio kilka razy w tygodniu. O ile w pracy można to olać. W relacjach z bliskimi to oni to olewają, bo wiedzą, że nie chcę nikogo skrzywdzić. W relacji partnerskiej lub z nowo poznawaną osobą to jest absolutny koszmar. Dla osoby, której myśli gonią, ścigają się, zawracają, zmieniają się błyskawicznie, zwolnienie, powiedzenie "STOP, PRZEMYŚL TO, POCZEKAJ" jest istnym koszmarem. Walka o przekazanie swoich myśli, swoich uczuć, walka o ich dobrą interpretację, walka o to, żeby nie zostać odrzuconym, walka o możliwość korekty tego, co się jebnęło, proszenie- to bicie w służalcze tony "wysłuchaj mnie, daj mi wytłumaczyć, proszę zaufaj mi" jest tak trudne i wyczerpujące. Wymaga tyle odwagi, bo co jeśli w końcu wydukam o co mi chodziło i zostanę jednak odtrącona? Czuję się, jakbym chodziła po pokruszonym szkle, czuję, że czasami lepiej po prostu nie wychodzić ze skorupy, nie warto mówić, kim się jest i co się myśli, bo po co?! Interpretacja będzie i tak taka sama: borderka, mało empatyczna, ADHD, dziwak, olewa wszystko, ma wszystko w dupie, nie rozumie mnie, nie szanuje mnie ani moich wartości.
Moja terapeutka zwracała mi na to uwagę wielokrotnie- że jak jest za blisko, to ja po prostu uciekam, szukam pretekstu i znikam. Nie wiem, jak mam nad tym pracować, jak mam się zmienić. Czasem gdzieś głęboko pod tą maską, którą pokazuję światu, pod maską, którą pokazuję sobie jest jedna mała przerażająca myśl: myśl że mi się po prostu nigdy nie uda..
Nikt, kto nie odczuł problemów w komunikacji nie wie, ile to rodzi frustracji, złości, agresji i w efekcie smutku, bo łączy się nieuchronnie z poczuciem odrzucenia i samotnością. Kruszy poczucie bezpieczeństwa, sprawia, że jak już odtrącisz tą osobę swoimi słowami i ona potrzebuje czasu, żeby ochłonąć to już wyobrażasz sobie, że ona Cię zostawi, zostaniesz znowu sam. Boisz się jeszcze bardziej. Nie pokazujesz najpiękniejszych rzeczy w sobie, bo i tak będziesz odrzucony, przez to partner się złości, że jesteś nieszczery, albo nie chcesz się otworzyć, odtrąca Cię i koło się zamyka.
Jednocześnie moje mechanizmy ochronne zawsze stawiają mnie w roli ofiary "przecież ja tak nie myślę" "nic takiego nie powiedziałam" "dlaczego ona mnie nie wysłucha" "kłótnia o semantykę", a ja nienawidzę roli ofiary. Kojarzy mi się z moją drugą głęboko skrywaną myślą, ale nie chcę już się w to zagłębiać, to zbyt przerażające. Wolałabym stanąć przed kimś, spojrzeć mu w oczy i wystawić się na te wszystkie epitety, które napisałam powyżej. Tak byłoby łatwiej.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że bardzo często nawet nie zdaję sobie sprawy, że jestem niezrozumiana, że moje słowa mogą komuś sprawiać przykrość. Ludzie muszą myśleć, że jestem mało empatyczna, że nie mam w sobie wrażliwości, że jestem płytka, że nie lubię ludzi. Gdybym dostała grosik za każdym razem, kiedy to słyszałam. W ile z tych rzeczy naprawdę uwierzyłam?
U mnie w domu nie rozmawiało się o emocjach. Nie tłumaczyło się niczego, mama zaczęła ze mną rozmawiać o pewnych rzeczach, dopiero jak miałam 30 lat. Mój ojciec jest tak zamkniętym chyba przede wszystkim na siebie człowiekiem, moja mama jakoś próbowała, ale też była nieobecna, też pracowała. Kompensowanie tej nieobecności brakiem granic, brak rozmowy sprawiły, że jest mi tak ciężko.
Jestem smutna, samotna, sfrustrowana, w tej chwili głęboko nieszczęśliwa, a jedyna osoba, której opieki potrzebuję nie chce ze mną rozmawiać, bo ma mnie za skończoną nieczułą pizdę.
Życie..
K.