Najnowsze wpisy


Koło
06 kwietnia 2022, 09:27

Minął rok, a ja znowu wracam, żeby już nie męczyć przyjaciół, bo terapeutka termin daleki ma, bo "życie swoim życiem" nie działa.

Nie wiem, co uruchomiło lawinę myśli o J. nie było jej miesiącami, a teraz jest codziennie. Kiedy zasypiam i kiedy wstaję. Jest myślą, mową, uczynkiem, ale i zaniedbanie,. Nie mam zielonego pojęcia co uruchomiło falę tęsknoty. Falę marzeń i wyobrażeń, jak mogło być. Gdzieś w głębi siebie rozumiem, że nie chcę z nią być, żenie chcę takiej relacji jaka była. Rozumiem, że ona się nigdy nie zmieni. Rozumiem, że byłoby nam źle, okropnie. WIEM TO, ale cóż...

Racjonalizacja i tłumaczenie nie działa. Potrzebuję ewidentnie terapii, bo po prostu to życie, które mam jakoś mi dziwnie doskwiera i nie potrafię się w nim odnaleźć. 

Boję się, że obudzę się za 30 lat i uznam, że jestem w relacji, gdzie budzę się obok kogoś, kogoś zwyczajnie nie kocham. Rozumiem to, że ludzie zostawiają w 90% dobry i zdrowy związek w pogoni za tymi 10% marzeń i wyobrażeń. Rozumiem, że na chemii nie da się żyć, że toksyczne relacje są jak narkotyk. Rozumiem wszystko.

Muszę po prostu wypisać wszystkie złe rzeczy, które w niej były i zafiksować się na tym.

Pozdrawiam, będę pisać

K.

Niezrozumiana
24 kwietnia 2021, 23:50

Usłyszałam kiedyś, że mam ogromne deficyty emocjonalne i muszę bardzo często czuć się niezrozumiana. Nie...
Ostrzeżenie o deficytach emocjonalnych powinnam mieć wytatuowane na czole jak piętno niewolnika.

Ja czuję się permanentnie niezrozumiana! Czuję się niezrozumiana średnio kilka razy w tygodniu. O ile w pracy można to olać. W relacjach z bliskimi to oni to olewają, bo wiedzą, że nie chcę nikogo skrzywdzić. W relacji partnerskiej lub z nowo poznawaną osobą to jest absolutny koszmar. Dla osoby, której myśli gonią, ścigają się, zawracają, zmieniają się błyskawicznie, zwolnienie, powiedzenie "STOP, PRZEMYŚL TO, POCZEKAJ" jest istnym koszmarem. Walka o przekazanie swoich myśli, swoich uczuć, walka o ich dobrą interpretację, walka o to, żeby nie zostać odrzuconym, walka o możliwość korekty tego, co się jebnęło, proszenie- to bicie w służalcze tony "wysłuchaj mnie, daj mi wytłumaczyć, proszę zaufaj mi" jest tak trudne i wyczerpujące. Wymaga tyle odwagi, bo co jeśli w końcu wydukam o co mi chodziło i zostanę jednak odtrącona? Czuję się, jakbym chodziła po pokruszonym szkle, czuję, że czasami lepiej po prostu nie wychodzić ze skorupy, nie warto mówić, kim się jest i co się myśli, bo po co?! Interpretacja będzie i tak taka sama: borderka, mało empatyczna, ADHD, dziwak, olewa wszystko, ma wszystko w dupie, nie rozumie mnie, nie szanuje mnie ani moich wartości.

Moja terapeutka zwracała mi na to uwagę wielokrotnie- że jak jest za blisko, to ja po prostu uciekam, szukam pretekstu i znikam. Nie wiem, jak mam nad tym pracować, jak mam się zmienić. Czasem gdzieś głęboko pod tą maską, którą pokazuję światu, pod maską, którą pokazuję sobie jest jedna mała przerażająca myśl: myśl że mi się po prostu nigdy nie uda..

Nikt, kto nie odczuł problemów w komunikacji nie wie, ile to rodzi frustracji, złości, agresji i w efekcie smutku, bo łączy się nieuchronnie z poczuciem odrzucenia i samotnością. Kruszy poczucie bezpieczeństwa, sprawia, że jak już odtrącisz tą osobę swoimi słowami i ona potrzebuje czasu, żeby ochłonąć to już wyobrażasz sobie, że ona Cię zostawi, zostaniesz znowu sam. Boisz się jeszcze bardziej. Nie pokazujesz najpiękniejszych rzeczy w sobie, bo i tak będziesz odrzucony, przez to partner się złości, że jesteś nieszczery, albo nie chcesz się otworzyć, odtrąca Cię i koło się zamyka.

Jednocześnie moje mechanizmy ochronne zawsze stawiają mnie w roli ofiary "przecież ja tak nie myślę" "nic takiego nie powiedziałam" "dlaczego ona mnie nie wysłucha" "kłótnia o semantykę", a ja nienawidzę roli ofiary. Kojarzy mi się z moją drugą głęboko skrywaną myślą, ale nie chcę już się w to zagłębiać, to zbyt przerażające. Wolałabym stanąć przed kimś, spojrzeć mu w oczy i wystawić się na te wszystkie epitety, które napisałam powyżej. Tak byłoby łatwiej.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że bardzo często nawet nie zdaję sobie sprawy, że jestem niezrozumiana, że moje słowa mogą komuś sprawiać przykrość. Ludzie muszą myśleć, że jestem mało empatyczna, że nie mam w sobie wrażliwości, że jestem płytka, że nie lubię ludzi. Gdybym dostała grosik za każdym razem, kiedy to słyszałam. W ile z tych rzeczy naprawdę uwierzyłam?

U mnie w domu nie rozmawiało się o emocjach. Nie tłumaczyło się niczego, mama zaczęła ze mną rozmawiać o pewnych rzeczach, dopiero jak miałam 30 lat. Mój ojciec jest tak zamkniętym chyba przede wszystkim na siebie człowiekiem, moja mama jakoś próbowała, ale też była nieobecna, też pracowała. Kompensowanie tej nieobecności brakiem granic, brak rozmowy sprawiły, że jest mi tak ciężko.

Jestem smutna, samotna, sfrustrowana, w tej chwili głęboko nieszczęśliwa, a jedyna osoba, której opieki potrzebuję nie chce ze mną rozmawiać, bo ma mnie za skończoną nieczułą pizdę.

Życie..

 

K.

Niedostępna
17 kwietnia 2021, 00:21

nie wiem co kocham bardziej
ciebie czy tęsknotę za tobą
czy pocałunki czy pragnienie pocałunków
pewne zaspokojenia
myślałam że już nigdy nie będę pisać wierszy
a teraz serce moje wezbrało miłością jak rzeka
i wystąpiło z brzegów – jak rzeka
i bystry potok porywa słowa
unosi słowa
i wszystkie mówią o mojej miłości
o mojej tęsknocie
o pragnieniu moim odnawiającym się jak księżyc
gasnącym w słońcu twojego spojrzenia

 

Problem z internetowymi znajomościami jest taki, że ludzie, którzy stukają do Ciebie z drugiego końca ekranu nie istnieją. To ludzie, którzy nie mieszkają w Poznaniu/ Łodzi/ Krakowie, a w Twojej głowie. Wyimaginorane postaci. Duchy. Uczucia, którymi ich dażysz są bynajmniej prawdziwe...

 

Każdą historię mogłabym zacząć tak samo. "Poznałam dziewczynę..." no właśnie, wyszłam z toksycznego związku i na wykrzywionych poharatanych nogach kiedy miałam się leczyć i rehabilitować poznałam dziewczynę. Piękną, wrażliwą, słodką uroczą dziewczynę. Kogoś, kto marzy, ale chyba nie wierzy, że zasługuje na te marzenia, kogoś, kto rozmawia, pyta, poznaje, słucha, kogo podziwiam, imponuje mi. Kogoś, kto jest mi tak bliski, a jednocześnie daleki..

 

Najgorsza jest niepewność. Mała dziewczynka, która puściła rękę mamy i nie wie, gdzie się znajduje. Nie potrafię docenić tego, co otrzymuję, nie potrafię już się cieszyć.

Zamieniam się w małą smoczycę, która chce ciągle więcej i więcej. Moje potrzeby wydają się być niezaspakajalne. Dostanę palec, chcę rękę, dostanę rękę chcę przedramię, dostanę przedramię, chcę ramię, potem stopę, głowę, tułów.. serce. Nienasycony głód. Zawsze końćzy się tak samo- w końcu dostaję co chcę, bo ja zawsze dostaję, co chcę. Pożeram wszystko i zostawiam zgliszcza.. Odrzucić schemat?

 

Często czuję się niewarta: za głupia, za nudna, zbyt prozaiczna, bałucka, prostacka. Sprawiam jej ból, dopierdalam się, jadę, wysuwam ciosy, ona odpowiada. Czy cierpi? Czasem mam wrażenie, że ma na to kompletnie wyjebane, że jest ponad mną, ponad sobą i naszą relacją, żę zabija czas, koi nudę. Ja koję ją alkoholem, ona mną. Innym razem widzę, że się wycofuje- cierpi. Mówi, że wzięłaby mnie za rączki, uklęknęła przede mną jak przed małym dzieckiem i spojrzałaby mi głęboko w oczy mówiąc "nie skrzywdzę Cię".

 

Proszę, nie krzywdź mnie.

 

K.